niedziela, 6 października 2013

Rozdział trzeci: Chwila słabości

Hej! Oto nowy odcinek. ;)
Myślę, że będą wstawiane co dwa tygodnie ponieważ sama nie do końca radzę sobie z pisaniem.
Cóż... tak czy siak...
Zapraszam do lektury.
...


-Co powinienem zaśpiewać tym razem? Która piosenka jest najlepsza? - Pytał Adam gorączkowo przewracając w tekstach piosenek które uważał wręcz za arcydzieła.
-A może jakiś cover? - Wtrąciła Keisha.
Lambert odwrócił się i spojrzał na nią "spod byka". Renee spuściła głowę, chociaż w duchu była naprawdę rozbawiona.
-Nie po to starałem się napisać tyle piosenek w jak najkrótszym czasie, by zostawić ich teksty tylko na biurku -mruknął.
-W takim razie... dlaczego się pytasz? - Śmiał się London.
Adam zignorował złośliwe komentarze i utkwił nos w papierach.
-Wiem! - Krzyknął. - Ta jest najlepsza.
Przestraszony donośnym głosem Lamberta Brian odwrócił się prędko i spojrzał w jego stronę.
-O czym ty mówisz?
-Nie mów, że ci się nie podoba...
-Ale co?
Adam położył rękę na czole po czym westchnął.
-Brakuje mi tutaj osób które zrozumieją mnie bez słów.
-Hej! No skąd ja mam to wiedzieć?
-Dwa słowa. - Śmiał się Adam. - Broken English
-Oh, Broken English? - Wtrąciła się Ashley - Jest świetna, powinieneś ją zaśpiewać.
Adam uniósł brew a wzrok skierował prosto na Dzerigian.
-To chyba ja powinienem decydować co będziemy śpiewać na danym koncercie.
Zespół popatrzył na siebie. Nikt nie potrafił dzisiaj zrozumieć Adama. Najpierw mówił jedno, a potem szybko zmieniał zdanie.
-Rany boskie, w takim razie rób co chcesz. Wychodzimy.
Adam został sam i zaczął ćwiczyć ukochaną piosenką.
Can't tell all that little thing that I wanna tell you right now...
-To prawdziwe arcydzieło... Ups, chyba jestem za bardzo narcystyczny...
Zapalił papierosa i zaciągnął się dymem. Wiedział, że nie powinien tego robić, jednak ostatnimi czasami nie mógł przestać i pił nawet siedem kaw dziennie, jadł tylko fast food kupiony w ulubionym barze i wciąż palił. Pamiętał też co powiedziała jego matka podczas ostatniej wizyty.
Adam, haha... Rośnie ci sadełko. Może powinieneś odstawić to jedzenie i wziąć się za siebie? 
W sumie... to miała rację. Adam ostatnio przestał odwiedzać siłownie na której punkcie miał niegdyś obsesję.
Boże, muszę się pilnować. Nie mogę przytyć...

Odłożył papierosa. Do występu została jeszcze godzina. To był czas który przeznaczył na dobranie garderoby.
...

-Adam? To wiesz już co zaśpiewasz? - Zapytał Brian.
-Owszem. - Uśmiechnął się serdecznie, po czym spuścił wzrok i zajął się swoim telefonem.
    I wtedy właśnie nastała ta chwila której Brian nienawidził. Nie mógł dłużej wytrzymać.
-Boże, Adam... może w końcu powiesz? 
    Takie chwile były normalne i współpracownicy mężczyzny powinni już dawno do tego przywyknąć. Lambert był osobą która nie mówiła dużo, gdy nie miała nic więcej do powiedzenia. Poza tym często milczał tylko po to, by rozmownik zapytał się o co chodzi. Wtedy Lambert jak zwykle opowiadał jak najwięcej szczegółów i opowiastek z życia wziętych.
Adam podrzucił mu kartkę z zapisanymi nutami.
-Zwariowałeś? Mówiłeś, że nie chcesz coverować.
-Jak widać zmieniłem zdanie - Uśmiechnął się wkładając telefon do tylnej kieszeni spodni.
...
Wyszedł na scenę i wyglądał zjawiskowo. Kobiety podziwiały kocie ruchy silnego mężczyzny, a Lambert puszczał im perskie oko. Uwielbiał ten stan. Wtedy był po prostu sobą.
    Zabrzmiały kolejne dźwięki. To "Crazy Little Thing Called Love"
-There goes my baby... she knows how to rock and roll...
I choć piosenka dotyczyła kobiety Adam spojrzał na chłopaka stojącego daleko w tyle. Średniego wzrostu blondyn kołysał się w rytm muzyki. Widocznie również uwielbiał tę piosenkę. Adam nie mógł spuścić z niego wzroku. Dopiero Ashley wyrwała go z letargu podchodząc do niego i ocierając się delikatnie. Uśmiechnął się do niej.
-Gotta be cool... relax... 
Był oczarowany. Ponownie próbował odszukać blondyna, jednak ten najwidoczniej odszedł. Lambert zamknął oczy i śpiewał dalej.
....
-Idealne! -Krzyczał Isaac Carpenter - To było idealne!
-Jak uważasz. - Zaśmiał się Adam. -No więc?
-Nie rozumiem...? - Zdziwił się Carpenter.
-Co będzie z nami? Może w końcu jakaś konkretna umowa?
    Na dźwięk słów "Co będzie z nami" Isaac aż dostał dreszczy. Brzmiało to dziwnie dlatego, że Carpenter rozmawiał z mężczyzną.
-Ah, tak. Zapomniałem o tym zupełnie... Ostatnio nie mam do tego głowy.
Spuścił wzrok, a Adam od razu wyczuł, że coś jest nie tak. Uniósł szklankę pełną Whiskey po czym wziął łyk. Przysunął się bliżej mężczyzny i położył dłoń na jego ramieniu.
-Coś nie tak? - Zapytał czarnowłosy z troską w głosie. 
-Wszystko jest w jak najlepszym porządku...
-Nie wydaje mi się.
Isaac odsunął się trochę, po czym nalał trunku do swojej szklanki.
-Martwię się tylko o mojego przyjaciela...
-Nie rozumiem? Co się z nim dzieje? - Zapytał Adam zdziwiony. - jest chory?
     Isaac nie wiedział co powiedzieć. Po prostu nie mógł. Uznał, ze nie ma zamiaru tłumaczyć się z Ratliffa, dlatego chciał, żeby sam sobie z tym poradził.
-Właśnie tam idzie. Hej Tommy, chodź do nas!
Adama nie mógł wydusić z siebie ani jednego słowa. To był właśnie ten mężczyzna którego zobaczył podczas występu. Niesamowity, olśniewający i intrygujący.
-I czego się tak drzesz, Carpenter? - Śmiał się Ratliff. - Przecież słyszę!
Usiadł obok przyjaciela, po czym spojrzał się prosto na Adama.
-To właśnie...
-Adam Lambert - Przerwał mu czarnowłosy wyciągając pieniądze z portfela.
-A ja jestem... Henrick.
-Henrick? - Zdziwił się Adam. - Twój przyjaciel nazwał cię Tommym...
-Czasami tak na mnie wołają, Tommy... Tak naprawdę jestem Henrick.
Isaac nie wierzył w to co słyszy.

Co on kombinuje? Kolejny sposób na wyłudzenie pieniędzy? On chyba nie chce tego zrobić...

-Tommy... przestań...
-O co chodzi?
-O nic... Chyba po prostu powinniśmy na chwile wyjść na zewnątrz.
-Dlaczego? Czuję się świetnie i chcę tu zostać. Adam to bardzo miły facet. - Uśmiechnął się do nowo poznanego mężczyzny, a Lambert puścił do niego perskie oko.
-Pójdę do łazienki. - Powiedział czarnowłosy.
-Więc pójdę z tobą.
W powietrzu unosił się mocny zapach perfum mieszających się ze sobą, przez co Adam wręcz się dławił. Nad parą zawisła erotyczna atmosfera.
-No więc...? - Zaczął Tommy.
-Nie rozumiem?
Rzucił się na niego łapczywie całując jego wargi. Adam zaczął drżeć jakby dostał ataku. Dawno nie czuł takiego pożądania. Pożądania, które sprawiało złudzenie jakby jego ciało płonęło. Weszli do kabiny. Adam szybko ściągnął swoje spodnie i rozpiął koszulę ukazując silny, owłosiony tors. Pomógł nowo poznanemu chłopakowi uporać się ze swoimi spodniami i wszedł w niego gwałtownie zarazem mocno przyciskając jego ciało do swojego. Kochali się długo, po czym Tommy w końcu jęknął cicho i westchnął.
-Lubisz kiedy partner jęczy podczas stosunku?
Adama zatkało. Wyszedł z niego mimowolnie i z szeroko otwartymi oczami zapytał
-Słucham?
Tommy bez żadnego wstydu powtórzył
-Pytałem, czy lubisz kiedy partner jęczy podczas stosunku...
Adam nic nie odpowiedział.
-Dlaczego skończyłeś?
-Poniosło mnie. Musisz mi wybaczyć, to tylko chwila słabości. W końcu jesteśmy tylko ludźmi.
Mówił to zapinając czarną koszulę. Tommy poczuł ukłucie w sercu jakiego jeszcze nigdy nie doświadczył.
-To znaczy, że...
-Że zapominamy o sprawie. Zgoda?
-Jasne. Zapomnę o wszystkim jeżeli tylko zapłacisz jakąś drobną sumkę.
-Słucham? A więc to tak? Popieprzyło cię?
-Chcesz by całe miasto wiedziało jaki jest ich cudowny Adam Lambert?
Czarnowłosy wyciągnął portfel.
-Bierz to i spieprzaj. Nie chcę cię więcej widzieć sukinsynu.
Ratliff wyszedł z toalety, a Adam szybko obmył twarz zimną wodą. Nie wierzył w to, co zrobił, w końcu chłopak wyłudził z niego pieniądze w tak perfidny sposób.
-Co się dzieje? - Rzucił Isaac widząc zdenerwowanego Adama. - Dokąd idziesz?
-Nie zostanę tu ani sekundy dłużej. Proszę, to pieniądze za Whiskey. Żegnam.
-Ale... Adam...
Zdziwił się jednocześnie drgając gdy Lambert głośno trzasnął drzwiami lokalu.

piątek, 6 września 2013

Rozdział drugi: Adam

Witam. Tutaj Lusus Naturae.
Oto nowy odcinek. 
Na początku okropnie PRZEPRASZAMY i mamy nadzieję, że takie sytuacje już się nie zdarzą.

Początek został napisany przez glammonster, natomiast jako że nie miała zbytnio czasu dokończyłam go za nią i trochę dopracowałam. Chyba nikt nie ma do mnie o to żalu... takie sytuacje zdarzają się w życiu. 
Jest trochę krótki, ale mamy nadzieję, że się spodoba. 

Zapraszamy do lektury! :)

______



Chłopak w czarnych, długich creepersach przemieszczał się szybko w stronę Baker's Field. Dym z dopalanego papierosa przelatywał lekko przez jego gardło, szczypiąc go w oczy, skryte pod jasną grzywką. Szedł uśmiechając się zalotnie do przechodniów oraz przejezdnych. Ciemne oczy podkreślone mocnym makijażem przyciągały swoją tajemniczością. W pewnej chwili samochód zatrzymał się przy blondynie, który oparł się o uchyloną szybę. Mężczyzna podchodzący pod czterdziestkę, dość sporych rozmiarów uśmiechnął się zalotnie. Po chwili kierowca zaproponował gestem, by chłopak wsiadł. Zrobił to.
-Jestem Greg, a Tobie jak na imię? -Zapytał, gdy drzwi już się zamknęły, po czym uśmiechnął się zagryzając dolną wargę.
-A jakie imię lubisz?
-Michael
-Masz farta, właśnie tak się nazywam - odparł kładąc dłoń na wewnętrznej części jego uda  – Może pojedziemy do Ciebie, hm? -Rzekł lekko zaciskając rękę. Ruszyli.

* * *

Zamówił taksówkę chowając do kieszeni spory plik pieniędzy. Czekając na auto odpalił kolejnego tego dnia papierosa i wyjął telefon wybierając jeden z wielu numerów.
-Tak słucham?
-Nie mów słucham, bo cię... -Zaśmiał się do słuchawki, zaciągając się dymem.
-Kpisz- rzekł głos po drugiej stronie słuchawki
-Skończmy to. Jesteś zajęty?
-W sumie to trochę, a co? Wpadniesz?
-Zrobię Ci łaskę i wpadnę. Twój burdelik czy mieszkanie?
-Stary, nie nazywaj burdelem inwestycji swojego życia.
-Znaczy pan wielka szycha Carpenter w burdeliku. Dobra niedługo będę. -Mruknął, rozłączając się, po czym wyrzucił niedopałek wsiadając do żółtego auta -Do Carpenter's place w centrum poproszę.
    Po pół godzinie był już na miejscu, po zapłaceniu kierowcy udał się do środka, pod drzwiami biura ujrzał znajomego mu ochroniarza.
-Ja do kierownika, zajęty?
-Jak zwykle.
-Mniemam więc, że się opierdala -zaśmiał się Tommy, wchodząc do pomieszczenia. -Witam pana, panie "Jestem Isaac i jestem tak zajebisty, że wiecznie nie ma mnie w domu" -Uśmiechnął się jasnowłosy siadając na skórzany fotel
-Tak, tak, też się cieszę, że cię widzę. Napijesz się czegoś? -Zapytał chłopak uśmiechając się ciepło.
-Nie, dzięki. Tak tylko wpadłem. Mów, co u Ciebie? Stara bieda?
-Wyjątkowo nie. Mam na oku pewnego muzyka. Zatrudniłem go na czas określony wraz z zespołem. Jest dobry wokalnie i świetnie zabawia publiczność.
-Nie tobie to oceniać, tylko mnie. Wiesz, że co jak co, ale posadę gitarzysty mam ja.
-Jak tylko uzbierasz na tę swoją gitarkę.
-Nazwij jeszcze raz Gibsona Paula gitarką a odgryzę ci język.
-Jeżeli to obietnica, to mogę powtórzyć. -Śmiał się Isaac siadając obok przyjaciela -Tommy... Coś mnie cholernie martwi, ale nie wiem, czy mogę cię o to spytać...
-Prosiłem, nie mów mi po imieniu, jeżeli nie jest to konieczne.
Carpenter serdecznie objął przyjaciela i zanim wydobył z siebie jakikolwiek dźwięk wziął głęboki wdech.
-Nadal to robisz?
-Zależy o co pytasz...
-Oh Tommy... przecież wiesz...  - Jąkał się Isaac. -Chodzi mi o...o ten twój... "zawód" -odparł robiąc cudzysłów z dłoni przy wypowiadaniu ostatniego słowa, które też mocno podkreślił akcentując je.
-Tak, nadal. Nie wiem co cię w tym tak martwi.
-Tommy... jak to się zaczęło? Nigdy nie chciałeś mi powiedzieć...
 Ratliff wbił wzrok w okno po czym po chwili w jego głowie utworzyła się retrospekcja.

"Szczupły piętnastolatek siedział na parapecie paląc papierosa. Obserwował gwiazdy, a muzyką była mu tylko cisza. Nagle drzwi pokoju gwałtownie się otworzyły, a w drzwiach stała jego matka.
-Do jasnej cholery, smarkaczu! Mówiłam ci, że masz nie palić!
Chłopak nie panował nad sobą i nad tym, co mówił.
-Zamknij mordę głupia suko, nie znasz mnie i nic o mnie nie wiesz -Zeskoczył z parapetu pakując swoje rzeczy- Jakim więc prawem się odzywasz? 
-Wyprowadzasz się? -Wrzasnęła- Haha, śmieszne. Jak niby masz zamiar się utrzymywać?"


-Tommy Joe? -Przyjaciel wyrwał chłopaka z jego przemyśleń.
-Sam nie wiem, jakoś tak...Chciałem zobaczyć jak to jest. Tyle.
-Żadnych szopek z ucieczkami z domu?
-No coś ty... Dobra, kiedy ten twój gwiazdor będzie?
-Dziś wieczorem ma zamiar zaprezentować jeszcze kilka propozycji.
-Jak już się pojawi, to wyślij mi sms-a. Muszę lecieć, do zobaczenia.

* * *

Blond włosa kelnerka schyliła się powoli do siedzącego przy stoliku Tommyego uśmiechając się zalotnie.
-Czego sobie pan życzy? - Mruknęła zmysłowym głosem.
-A co można tutaj dostać? - Zaśmiał się.
-Wszystko, na co ma pan tylko ochotę.
Żadne z nich nie zamierzało przestać flirtować. Para szła w zaparte...
-Ah tak? 
-Ależ oczywiście.
-To świetnie. W takim wypadku, życzyłbym sobie ciebie. 
Złapał jej dłoń. Udali się do toalety.

***

     Oparł brodę na swoich kolanach i długo myślał. Coś się działo. Po raz pierwszy żałował swoich decyzji. Po raz pierwszy żałował tego, co działo się w jego młodości i co dzieje się teraz.
-Może rzeczywiście moje życie mogło potoczyć się w zupełnie inny sposób... 
Powiedział do siebie. To była jedna z rzeczy których nikt o nim nie wiedział. Niemal zawsze rozmawiał ze sobą.
-Jak ktokolwiek może zaakceptować każdą moją wadę, skoro sam nie szanuję swojego ciała?
     Ratliff zawsze udawał silnego, jednak każdy kto go znał widział, że niektóre rzeczy go przerastają. Pochodził z biednego domu, czego często się wstydził. Marzył o tym, by zostać słynnym gitarzystą. Czuł powołanie do muzyki, odkąd pierwszy raz zagrał na gitarze swojego przyjaciela. Rodzice doskonale o tym wiedzieli, dlatego chłopak wracając do domu zawsze miał nadzieję, że w pokoju będzie stał wymarzony instrument. Chciał zaznać od rodziny ciepła i miłości, a dostawał zawsze coś innego. Ojciec często znęcał się nad matką fizycznie i psychicznie, przez co matka znęcała się nad nim. Przekładało się to na jego nauce, dzięki czemu musiał powtórzyć klasę. Klasę, w której poznawał wiele osób na których wyładowywał wszystkie swoje złe emocje i piętnował ich. Poznał także przy tym młodszego od siebie o rok Adama. Zrobił sobie z niego ofiarę, tylko dlatego, że jego ojciec pracował w biurze przez co Lambertowie mieli dużo pieniędzy. Wiedział przecież, że to zwykły, zakompleksiony i niczego winny chłopak. Czasami wracał do tego myślami. A może nie... tak właściwie to wracał myślami do swoich rodziców. Ciekawiło go, jak sobie w tej chwili radzą i czy w ogóle żyją. Żałował tego, w jaki sposób ich traktował. Czasami za nimi tęsknił, jednak nikomu się do tego nie przyznawał. Nie chciał niszczyć pozorów twardego drania. Nikomu nie powiedział swojej prawdziwej historii. Nawet jego najlepszemu przyjacielowi - Isaac'owi Carpenter'owi. Tommy zawsze wszystko dusił w sobie przez to stał się zamkniętym w sobie, obojętnym chłopakiem nie szanującym siebie.
-Ciekawe jak teraz wygląda ten grubas. Miał na imię Adam... tylko to pamiętam.
Cieszył się, że go nie pamięta. Przynajmniej nigdy nie bezie musiał spojrzeć mu w oczy...
Odebrał wiadomość.
-Za dwie godziny w moim barze. Adam da koncert po dziewiątej.
Ścisnął mocniej smartfona.
Adam? To imię mnie naprawdę prześladuje.

wtorek, 3 września 2013

PRZEPROSINY!

Witajcie, tutaj Lusus Naturae.
Piszę tutaj, ponieważ mianowicie chodzi mi o rozdział. Rozdział powinien być tu już dawno, niestety nie rozumiem glammonster która po prostu nie może go napisać. [chyba nie ma czasu, nie wiem.] Postanowiłam więc, że dokończę go za nią. Postaram się zrobić to jak najszybciej i chcę, żeby wyszedł jak najlepiej. Jeszcze raz przepraszam/y.
Zdaję mi się, że będzie w tym tygodniu.
Do usłyszenia.

środa, 14 sierpnia 2013

Rozdział 1: Nadzieja nigdy nie umiera!

   
Witajcie!
Oto pierwszy odcinek opowiadania. Starałam się go dobrze napisać i włożyłam w niego trochę pracy, dlatego mam ogromną nadzieję, że się spodoba. Gdy widzę każdy pozytywny komentarz od razu robi mi się lżej na sercu. :)
GlamtasticGirl: na pewno zajrzymy na bloga i spróbujemy go dodać do linków. Co do obrazków - już je zlikwidowałam, więc wszystko powinno być okej.
Till: Jeszcze dokładnie nie wiemy, ale myślimy nad tym, by odcinki były dodawane co niedzielę. Gdy już podejmiemy 'decyzję' napiszemy o tym.
A teraz koniec gadania, pora na odcinek pierwszy

...

     Przestrzeń w pustym pokoju wypełnił głośny dźwięk budzika. Lambert przewrócił się na drugi bok, gdyż nie miał zamiaru wstawać. Zegarek jednak był tak głośny, że Adam wyłączył go i rzucił się ponownie w miękką poduszkę. Po dziesięciu minutach drzemki coś po raz kolejny przerwało jego błogą ciszę. Usłyszał głośne dobijanie się do drzwi. Usiadł na łóżku, przetarł przemęczoną twarz po czym narzucił szlafrok na nagie ciało. Schodząc ominął ostrożnie kartony rozstawione po całym pokoju i podszedł do drzwi.
-Kto tam? - Zapytał.
-To ja!
Na dźwięk uroczego kobiecego głosu bez wahania wpuścił gościa do środka.
-O rany! Ashley? Nie spodziewałem się ciebie.
-Przecież mówiłam, że wpadnę - zaśmiała się słodko.
-Tak, ale przecież jest tak wcześnie...
-Wcześnie? - Zdziwiła się. - Dochodzi dwunasta.
-O rany... - Jęknął.
-Chłopie, chyba przydałaby ci się kobieta.
Ruszyła do kuchni jakby była u siebie - znała tu każdy kąt. Lambert już kilkakrotnie dał się jej uwieść, jednak tym razem nie miał zamiaru. Czasami kończyli w łóżku, a potem udawali że jest tak, jakby nigdy nic się nie stało.

Jest przesiąknięta słodkością do szpiku kości.


-Napijesz się czegoś? Kawy? Herbaty? A może soku? - Zaproponował.
-Jeżeli sok jest wiśniowy, to poproszę.
Adam sięgnął po karton pełen czerwonego trunku i nalał jej do szklanki.
-Dlaczego zawsze masz wiśniowy? To przecież mój ulubiony - Śmiała się.
-Też go uwielbiam. - Uśmiechnął się, po czym usiadł tuż obok niej -Co cię do mnie sprowadza?
-Przyszłam ci przypomnieć, że po ósmej gramy w Carpenter's Place. Bałam się, ze znów zapomniałeś.
-Nie, nie zapomniałem... wcale a wcale... - Szepnął.
-Chyba sam nie jesteś pewien tych słów... - Prychnęła.
-Posłuchaj, jestem trochę przemęczony. Musisz mi to wybaczyć.
-Rozumiem i wybaczam. Ale skąd tutaj tyle kartonów pełnych twoich rzeczy? Co się dzieje?
Mężczyzna chwilę się zawahał.
-Ash... wyprowadzam się.
-Ale dokąd? Nic nie rozumiem.
-Kupiłem większy apartament. Tutaj krąży zbyt wiele złych emocji i wspomnień.
-Oh... no tak. Nie rozumiem jak tak silny mężczyzna może nie radzić sobie z rozstaniem...
Dotknęła jego ramienia sprawiając, że Adamem wstrząsnął dreszcz. Jednak musiał walczyć i zbuntować swoje ciało, by nie uległo przyjemnemu dotykowi.
-Przyszłaś tutaj tylko po to, by mówić mi jak niesamowitym mężczyzną jestem? - Zapytał bez emocji.
-Szczerze? Nie. Mam wieści na temat tego chłopaka.
-Na temat Ratliffa? -Zdziwił się mężczyzna.
-Oczywiście. Brianowi udało się ustalić, że Tommy Joe także mieszka przy Sunset Boulevard. Nie znamy jeszcze jego dokładnego adresu.
-Myślałem, że już nigdy nie dowiem się gdzie mieszka... - Mruknął.
-Czemu zawsze musisz być taki nieprzyjemny? Powinieneś się cieszyć... - zatrzymała się chwilę - rany... Tak właściwie to dlaczego go szukasz? Co on ci zrobił?
Lambert zmrużył oczy po raz kolejny i spojrzał gdzieś w oddal.
-Adam? - Zapytała Dzerigian.
-Po prostu sprawił, że mam pieprzony uraz do tego dnia. Nie chce o tym rozmawiać...
-Jak chcesz... Może jednak kiedyś otworzysz się i powiesz mi. Powinieneś się komuś wygadać.
Dziewczyna złapała jego dłoń. Lambert nie był typem samotnika, jednak w tej chwili musiał ułożyć myśli, a niespodziewany gest sprawił, że mężczyzna wyrwał ją z ujęcia i odsunął się.
-To nie jest dobry sposób. Przepraszam, ale chyba powinnaś już iść.
-Nie rozumiem...
-Po prostu wyjdź.
Dzerigian uniosła dumnie głowę i ruszyła przed siebie. Gdy była już w progu Adam szepnął:
-Ashley... przepraszam.
-W porządku. - Trzasnęła drzwiami.
    
...

     Mężczyzna stanął przed lustrem i spojrzał na odbicie. Bardzo się zapuścił. Wziął do ręki maszynkę i zgolił niepotrzebny, drapiący zarost, a potem włosy na torsie. Przejechał delikatnie po bródce którą zapuścił i uśmiechnął się szeroko. Wziął prysznic. Woda przyjemnie koiła jego ciało. Gdy już skończył wszystkie czynności jakie wykonuje się zazwyczaj porankiem zszedł do pokoju.

No tak... a teraz powinienem zorganizować jakiś obiad.

Spojrzał na telefon i zaśmiał się. Wykręcił dobrze znany mu numer.
-Tak, poproszę trzy duże pizze z serem, szynką, ogórkiem, pomidorem i pieczarkami. Do tego poproszę też kilka dodatków. Najlepiej wszystkie.
Podejrzewał jaką minę ma teraz kobieta po drugiej stronie słuchawki. 
-Nie rozumiem... przecież muszę się dobrze odżywiać! - Śmiał się, po czym rozłączył i usiadł na kanapie włączając telewizor na pierwszy lepszy kanał. Wiedział, że będzie jadł tutaj ostatni raz. Wiedział też, że wcale nie będzie tęsknić za tymi murami. Usłyszał pukanie do drzwi. Przejął trzy pudełka od mężczyzny, który dziwnie zmierzył go wzrokiem. Zapewne spodziewał się spasionego grubasa. Uśmiechnął się do siebie.

Ah, życie singla jest naprawdę dziwne.

Śmiał się pod nosem nie mogąc się doczekać aż zaprosi swoich przyjaciół do nowego apartamentu. Wziął laptop na swoje kolana, po czym wszedł na twittera, potem na kilka innych stron, a na końcu na facebooka. Tak wyglądał jego zwyczajny dzień. Kolejne cztery zaproszenia od nieznajomych kobiet i dwa zaproszenia od mężczyzn. Tak, zawsze miał kobiet na pęczki, a mężczyźni orientacji homo i bi seksualnej ustawiali się do niego w kolejce. Nie mógł ukryć, podobało mu się to. Znajdował się teraz w zupełnie innej sytuacji niż gdy był nastolatkiem. Nigdy nie chciał o tym myśleć, choć niemiłe wspomnienia zostały przez cały ten długi okres w jego głowie. Jedyną osobą jaka go rozumiała była jego najlepsza przyjaciółka. Niestety, ta prędko wyjechała, a Adam ponownie został sam. Czasami myślał, jakim byłby teraz człowiekiem gdyby nie przeszedł tego wszystkiego. Lambert spojrzał w dół - nawet nie zauważył jak zjadł jedno pudełko pizzy. Otworzył więc drugie i położył się na kanapie, a laptop umiejscowił na swoim brzuchu. Zamknął przez chwilę oczy.

-Haha, pieprzony grubasie, co teraz zrobisz?
Brunet pochylił się wraz z papierosem w ręku.
-Ja... ja... ja proszę! Przecież nic wam nie zrobiłem! Nic! - Krzyczał chłopak
-Przecież gówno nas to obchodzi. Jesteś zwykłą ciotą, nie potrzebujemy cię tutaj! Prawda?
Przerażeni chłopcy stojący za brunetem nieśmiało przytaknęli.
-Dlaczego mi to robisz, Tommy... Dlaczego? - Szeptał Adam
-Takie jest życie. Brutalne i bolesne. Myślisz, że skoro twoi starzy mają kasę to możesz wszystko?
Rudowłosy chłopak jęczał i wił się. Nie mógł się wydostać.
-Nie! Wcale tak nie myślę!
Brunet przyłożył papierosa do dłoni Lamberta. Ten krzyknął głośno.

    Adam otworzył oczy. Jedna, jedyna łza spłynęła po jego policzku. Wytarł ją szybko, nie chciał by ktokolwiek widział go w takim stanie.
     Właśnie przypomniał sobie o próbie. Ubrał wyjściową koszulę i ruszył do Carpenter's place. Starannie zaparkował auto na boku wciąż pamiętając komentarz policjanta który wypisał mu mandat. Pierwsze co zobaczył po wejściu, to wściekłe miny członków zespołu.
-Pan Lambert raczył sobie o nas przypomnieć? - Zapytał Brian.
-Daj spokój... - szepnęła Ashley - on jest przemęczony.
-To nie znaczy, że może się spóźniać na każdą próbę.
-Cisza -wrzasnął Adam- to ja tutaj rządzę i wiem kiedy mogę się spóźnić.
-Myślisz, że jesteś jakąś wielką diwą która...
Adam złapał się za głowę.
-Masz rację, przepraszam...
Przyjaciele zupełnie nie wierzyli w to, co teraz słyszą.
-O rany... on chyba naprawdę jest wykończony. -Wtrąciła Keisha. -Może lepiej gdyby szefuncio został w domu... -Dodała z uśmiechem.
-Nie chcę siedzieć w domu. Mam już tego dość. Chcę śpiewać... tak dawno nie śpiewałem... - Szeptał.
-W porządku. -Odparła Keisha
Muzycy rozeszli się na swoje miejsca. Przy Lambercie został tylko Brian London - muzyczny dyrektor, a zarazem jego bliski przyjaciel grający na keyboardzie.
-Za chwilę przyjdzie tutaj właściciel -Isaac Carpenter. Chce posłuchać twojej muzyki.
Adam uśmiechnął się szeroko.
-Nie mogę się doczekać.
     Zatracił się w muzyce bez końca. Wykonując Kickin' in nie panował nawet nad swoimi ruchami. Wyrażał się w niej do końca. Gdy próba się już skończyła dostrzegł klaszczącego głośno Isaaca. Najwyraźniej jest zadowolony - pomyślał.
-Brawo! - Krzyczał głośno. - Tak bardzo się ciszę, ze w końcu zatrudniłem muzyka na poziomie!
Lambert zszedł i przywitał się z mężczyzną.
-To bardzo miłe. W końcu nie jestem międzynarodową gwiazdą.
-Może już niedługo...- Zaśmiał się Carpenter. - Napijesz się czegoś? Oczywiście na mój koszt....
Adam zastanowił się chwilę.
-Hmm, chciałbym, ale przed każdym występem nie piję nic innego niż woda. Naprawdę bardzo dbam o głos.
-Zauważyłem -uśmiechnął się. -Halo, poproszę wodę dla tego pana. Występowałeś może gdzieś jeszcze?
-Kiedyś występowałem na Broadwayu, a niedawno w teatrze w Los Angeles - Adam przejął szklankę - Niestety ostatnio rzuciłem to.
-Może mógłbyś tam wrócić... zapewne jesteś świetnym aktorem.
-Tak... skończyłem studia aktorskie - zaśmiał się. - Moje obecne życie toczy się teraz tak, jak to sobie zaplanowałem... - przerwał. -Ale może teraz to pan opowie mi coś o sobie?
-Pan? Mówmy sobie na ty. Jestem Isaac.
-A ja Adam. - Mężczyzna uścisnął dłoń rozmówcy. - Miło mi poznać. Wracając do mojego pytania...
-W sumie, to nie robię nic specjalnego. - Mruknął  -Od lat dbałem o ten bar. Chciałem, by stał się najpopularniejszy w Los Angeles.
-... I chyba ci się udało. - Wtrącił Adam uśmiechając się szeroko.
    Lambert zwykł dbać o to, by rozmówca był oczarowany jego błyskotliwością i mądrością. Zawsze był duszą towarzystwa, dlatego zyskał sporą pewność siebie. Miał nietypową osobowość i silny charakter. I taki też był na zewnątrz -silny. Zawsze pokonywał wszystkie trudności w życiu, co go tylko umacniało. Nie cierpiał porażek, jednak każdą znosił z pokorą. Ludziom którzy go znali to imponowało. Dlatego właśnie miał tak wielu przyjaciół i potrafił zdobywać nowych z prędkością światła.
-Przepraszam, jednak muszę wracać na scenę. Znajomi się niecierpliwią, a znając ich chcą poćwiczyć kolejną piosenkę.
-W porządku, Adam. -Dodał z rozbawieniem Isaac widząc, jak Rick Jordan dostaje pałeczką po głowie od Reyny Wakefield.
-Mam nadzieję, że znajdzie się jeszcze czas do rozmowy z tobą. - Szepnął Adam zmierzając w stronę sceny.
-Ja też mam taką nadzieję.
-Nadzieja nigdy nie umiera! - Krzyknął śmiejąc się głośno.

niedziela, 11 sierpnia 2013

Prolog

     Chłodne powietrze powiewało przez dzielnicę Los Angeles. 31 letni Adam Lambert właśnie wypalił papierosa i rzucił go nie dbając o to gdzie upadnie. Zakrztusił się.

Nie wierzę, że to robię.

     Mężczyzna dokładnie nie wiedział gdzie pójdzie i co zrobi. Był zmęczony, jednak nie chciał wracać do domu. Nie chciał wracać tam, gdzie czekała na niego sterta pamiątek po kimś, kogo pokochał. Po kimś kogo darzył tak głębokim uczuciem, gdy ten wbił nóż w jego serce.

Oh, to już 2 miesiące... Cholera, muszę o nim zapomnieć!

Od teraz pobyt w domu był dla niego ogromnym utrapieniem. Nie chciał spać w tym samym łóżku, co jego poprzedni kochanek. Nie chciał siedzieć na tej samej kanapie, gdzie oglądali razem filmy i śmiali się głośno. Teraz chciał zatracić się w każdej innej rzeczy. W śpiewie, w imprezach, a nawet w seksie z przypadkowymi osobami. A przecież miał zupełnie inny cel... Wcale nie planował się zakochać, ale przybył tu by odnaleźć swojego największego wroga z dzieciństwa. Chciał go zniszczyć, nie zostawić na nim ani jednej suchej nitki. Nie miał o nim zbyt wielu informacji, jednak pamiętał dokładnie jego imię.

Tommy... Tommy Joe Ratliff.

Przymrużył oczy i zacisnął pięści.


Jak myślisz? Co się stanie gdy już cię odnajdę? Teraz jestem już mężczyzną, a nie dzieciakiem którego gnębiłeś.

Wstęp

Witajcie,
To opowiadanie Adommy jest pisane przez Lusus Naturae i Glam Monster.
Pomysł na blog powstawał przez dość długi okres czasu lecz w końcu projekt ma swoją realizację, na którą serdecznie zapraszamy.

Glam Monster i Lusus Naturae